Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   94   —

nic nie zdała. A i toście wiedzieć powinni że wianka wam nie przyniosę, bom — wdowa!
Chciał Stach pytać, znów mu niedała mówić.
— Co tam macie wiedzieć kto był mężem moim! Ślubu ja z nim nie brałam, ksiądz po teraźniejszemu nie błogosławił. Ot tak daliśmy sobie serca, i ręce — i żyli, i przeżyli wszystko.
Łkanie jéj mowę przerywało, ból się sączył z każdego wyrazu..
— Teraz ja — tu siedzieć niemogę — chcę do Krakowa z wami.
Stach niemogąc się oprzéć — ujął ją za rękę i pocałował; dała mu ją ale obojętnie, bez czucia.
— Jam stara, jam zwiędła — mówiła cicho[1] — Kochać mnie i żyć tam ze mną wy nie potrzebujecie. Ja téż tego nie chcę, ale wy się nazywać będziecie mężem moim, ja waszą żoną. Zechcecie, to niech ksiądz pobłogosławi, a nie — to nie. I tak z sobą ludzie żyją dawszy słowo. Jak ja umrę, przekażę, zabierzecie sobie Sciborzyce i wszystkie mienie po mnie.. Dobrze?
Stach nie umiał odpowiadać, żal mu serce ściskał, po rękach ją całował, ona mu je wyrywała.
— Ja wam wy mnie przeszkadzać nie będziecie! Mnie saméj dziewce w mieście żyć nie godzi się — a ja tam muszę być — ja tam muszę być!

Nastąpiła zgoda milcząca, umowa osobliwa,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie lub następny wyraz (Kochać) winien być małą literą.