— Samam się została — rzekła — tęsknica mnie dusi, żyć tak niemogę!
Ojciec ciebie znał i — kochał.
Pomilczała trochę.
— Chcesz ty mnie wziąć? — Podała mu rękę schudzoną i zimną.
Stach który zdawna w sercu ją miał, a teraz dla wielkiéj litości, jaką wzbudzała czuł się jeszcze więcéj rozmiłowanym, nie umiał odpowiedzieć. Myślał jak swój ślub pogodzić z inną dolą. Przyznać się jéj nie chciał kto był, co go wiązało.
— A! niemoże to być — rzekł — boby dla mnie szczęścia było za wiele. Ojciec wasz mnie znał, ale wy — nie znacie!
— Może i ja znam! — odezwało się dziewczę[1] — Ot — weź mnie.
Powiedziała to zimno ale z uporem jakimś[2] — Weź mnie, chcesz, otom twoja.
— Musiałbym wówczas Kraków porzucić, siąść tu i gospodarzyć wam, a ja tego uczynić niemogę.
— Ja to wiem — rzekła Jagna — ale ja chcę z wami być w Krakowie.
Stach aż się wstrząsł cały — ale stał niepewny, ona dodała.
— Żony wy ze mnie dobréj mieć nie będziecie, albo tak jak żadną... Jam się już nikomu na