Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   91   —

Utrzymywali nawet niektórzy iż niedorzeczna miłość księcia dla téj niewiasty niczém inném teraz podsycaną nie była, jak napojami czarownemi.
Dla Doroty książe zapomniał był nawet o Sciborzance.
Zrazu Jagna znosiła to jako konieczność położenia, w końcu ją zabolało. Wytrwać nie mogła. Czatowała na polującego w lasach sąsiednich Kaźmierza, i pochwyciła go raz, gdy sam jeden z Wichfriedem odpoczywał.
Niemiec, który świadkiem był tego spotkania, opowiadał o niém zaufanym, że nigdy Kaźmierza tak poruszonym, upokorzonym i zrozpaczonym nie widział, jak wówczas. Widok Jagny przypomniał mu lata szczęśliwe, chwile rozkoszne spędzone w zacisznym Gaju, a gdy mu dziewcze z płaczem padło na szyję przytomność prawie utracił. Wkrótce jednak ów czar Doroty, który w sobie nosił przemógł, podziałał nań, począł mówić a błagać, iż powinni się byli rozstać na zawsze dla dobra obojga, że jemu nie przystało losu jéj zawiązywać, gdy dać go niemógł..
Jagna słuchała osłupiona.
Wichfried zdala już potém dosłyszał tylko rozmowę a raczéj wyrzuty gorące, groźby krwawe, miotania się i krzyki rozpaczy — a wreście ucichło wszystko. Kaźmierz mówił, dziewczę płakało, gniewnie, niecierpliwie błagało — napróżno.