Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   80   —

— Zdrajcami się posługiwać, — rzekł, — którzy w końcu i nas zdradzić mogą, twarda to i smutna konieczność — ale, gdy czystego człeka ku temu użyć nie można. — Co czynić?? Wprawdzie posłużył nam ów niegodziwiec, a no gdy korzyść większą indziéj mieć będzie na widoku, patrzaj że i nas sprzeda!
— Strzedz go będziemy — rzekł Stach. — Wiecie, ojcze mój, żem ja na to życie poświęcił abym winę moją zmazał a dług spłacił, gdzie więc nikt nie pojedzie, ja muszę.
Po téj rozmowie wieczornéj wrócił Stach na swą gospodę do Juchima, z tém aby Mierzwę nakłonić by się na dwór Mieszka udał, a z oka go nie spuszczał.
Mierzwa myślał się z tém drożyć, choć w istocie bardzo mu to było na rękę. Całe jego postępowanie było jedném fałszu pasmem. Wprawdzie wyprawiony przez Stacha siedział ukryty gdzieś w kącie, ale jako żywo, ani Ottona widział, ani z wielkopolany się kumał. Przebiegły człek wiedział zawczasu co się święciło, i to co się stać miało skradł na swój rachunek. Zapłacono mu dobrze za to czego robić ani mógł, ani myślał.
Gdy Stach zażądał od niego aby do Mieszka jechał na służbę, udał skłopotanego, choć większe szczęście spotkać go nie mogło.
— A! rzekł, — gdy mnie tam o zdradę posądzą, a schwycą poszlaki — wisieć będę!