Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

troszcząc, popadł pono w to od czego chciał go ochronić. Piękna Jagna już po Ściborzycach na myśli mu stała ciągle, teraz powtórne z nią widzenie i rozmowa, jeszcze go bardziéj do niéj pociągnęły.
Chodziła za nim jak widmo, niepokojąc oczyma, które widział ciągle przed sobą.
— Licho nadało — mówił do siebie — abym ja teraz, gdy młodość moja za mną już, gdy mi życia nie staje na wszystko co do roboty mam, jeszcze sobie serce psował dla jednéj dziewuchy która na mnie i patrzéć nie chce!
Plunąć na marę!
Chciał plunąć, ale zapomnieć mary téj nie mógł. Dziewcze dumne, śmiałe, piękne, stało mu na myśli. Wiedział że próżnoby się tam kusił, gdzie lepszym od niego odprawę dano; lecz sercu i namiętności rozkazać trudno, a nie łatwiejsza rzecz w dojrzalszym wieku pokonać je jak w młodym. Młodzieniaszkowi jedna niewiasta drugą z piersi wygania, w starszym tkwi co raz wpadło, a wyrwać bez bolu nie można.
Stach się tém pocieszał że Jagny nie ujrzy rychło, a jak to już nieraz bywało, czas i ważniejsze sprawy pamięć o niéj przysypią.
O Mierzwie, który zaraz z Krakowa precz pojechał, słychu jeszcze nie było.
Biskup, który z Gniezna i Poznania o zabiegach Mieszka miał wiadomości, troskał się nie-