Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   71   —

już wszystko, nieprzyjaciele moi księżnę tu sprowadzili, aby on za próg się nie mógł oddalić. Albo jéj to źle było w Sandomirzu? Po co ona tu? Nabechtano braci aby przybyli ze skargami i potwarzą. — Chcą mnie zgubić!
Wichfried dawszy się jéj wygniewać, począł dopiéro opowiadać jaką Kaźmierz braciom dał odprawę, że im zabronił aby się na nią porywać śmieli.
— Co do księżnej pani — dodał, — potrzeba jéj tu było, aby Kaźmierz nam do Sandomirza nie uciekł. Z nią tak samo jak bez niéj, bo władzy nad mężem niema, a jako jéj nie kochał, tak i kochać nie będzie.
Trochę się tedy uspokoiła, pytając Wichfrieda czy był przytomny gdy ją przed księciem bracia bezcześcili.
— Byłem przy panu, — odparł niemiec.
— Cóż potém? nie powziął do mnie wstrętu? — badała ciekawie.
Śmiał się Wichfried. — Wstrętu do was mieć trudno — rzekł, — a że strach ma, abyście go nie spętali, o tém dawniéj i teraz mówi.
— O! nie dam mu się wyśliznąć! nie — krzyknęła Dorota — uczynię wszystko abym go pozyskała na zawsze. — Życie dam gdy trzeba, bo bez niego mi chyba umierać!
Moim musi być! — dodała gwałtownie oczy sobie zasłaniając.