Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —

ladź, stróże, tak że zamek Sandomirski prawie pustką musiał pozostać.
Na Wawelu téż zaraz życie się inne wzięło, książe postrzegł z przerażeniem, że gościem tu już dłużéj nie mógł być, a panem być musiał. Komnaty dotąd niezajęte, wnet wszystkie czyścić, umiatać, obijać, zaścielać i zastawiać poczęli ludzie, księżna Helena po matce Leszkowéj zajęła izby. Nie wiele wesela jednak z tą panią przybyło, która z usposobienia smętną była, troszczącą się do zbytku i lękliwą.
Kaźmierzowi najmilszym był chłopak jego, którego na kolana mógł wziąć, wyściskać i sercu dać pociechę.
Wieczorem dnia tego Wichfried pobiegł do wdowy aby jéj o posłuchaniu braci zdać sprawę, a siebie téż przypomnieć, bo, choć księcia do niéj prowadził, sam téż o łaski pilno się starał. Niewiasta była takiego czaru i mocy niepoczciwéj, że się do niéj nikt bezkarnie zbliżyć nie mógł i być obojętnym, gdy się nań naposiadła. — Z dwojga jedno, rozpadali się za nią jedni, nienawidzili drudzy.
Wichfried zastał ją samą, poruszoną gniewem wielkim, z włosami rozpuszczonemi, mało co przyodzianą. Szalejąca tak, że mu wchodzącemu słowa rzec nie dała, przypadła doń ręce łamiąc.
— Zmówili się wszyscy na mnie nieszczęśliwą — poczęła wyrzekając gwałtownie. — Wiem