Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   67   —

wiasty skłonić ją do małżeństwa. Tak się wszystko zakończy i zapomni.
Bracia spoglądali milcząc po sobie.
— Na siedzącą tu pod bokiem waszym — rzekł Dobrogost — nie porwiemy się, kiedy taka wola pańska, lecz żeby z tego miało co być prócz nowego dla nas wstydu, zawczasu wiemy, że nie. Wy, miłościwy panie, nie możecie wiedzieć, ani byście wierzyć chcieli, jak złą i przewrotną ona jest, choć ze krwi siostra nasza. Poprawy po niéj się nie spodziewać, poślubi ją kto, zdradzi go, jak innych zdradzała.
Nie dał im dłużéj mówić książe.
— Rozżaleni przeciw niéj jesteście — odezwał się — słuchacie złych ludzi, gniew nie dobry doradzca, proszę więc, dajcie jéj czas, a nam też abyśmy los dla niéj lepszy obmyśleć mogli.
Bracia z Tęczyna zachmurzeni zmilczeli; chciał potem Dobrogost mówić coś jeszcze, książe mu powtórzył swoje, że gwałtu czynić nie da, a sam w opiekę ją bierze.
A że rozmowa ta przykrą mu się stawała i rad był ją coprędzéj zakończyć, przerwał zagajając o sprawach ziemi krakowskiéj, o zgodzie, pokoju i przejednaniu, którego się spodziewał.
Bracia oba słuchali w milczeniu, poczém z dumą, bez wielkiéj uniżoności go pożegnawszy oddalili się, nie ponawiając już zapewnienia wierności swojéj.