Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —

sępnemi. Po pierwszym pokłonie, starszy Dobrogost począł.
— Przybyliśmy miłości waszéj czołem uderzyć jako panu, którego ziemia nasza sobie wybrała, będziemy wam służyli wiernie, tak jako nie zaprzeczamy, żeśmy bratu waszemu służyli.
Kaźmierz się uśmiechnął.
— Jam tu — rzekł — jeszcze nie książęciem na stolicy, ale jako rozjemca. Mam nadzieję, że się z Mieszkiem przejednają, bo zgoda potrzebna.
Na to zmilczeli, a Sędziwój młodszy dodał po chwili.
— Myśmy też do miłości waszéj ze skargą i żałobą przyszli na rodzonę naszę, na siostrę Dorotę Różycowę, która nam srom czyni. Opieki braterskiéj znać nie chce, posłuszeństwo wszelkie głowie domu wypowiedziała, a wiedzie się i na wstyd niewieści i na wszelkie bozkie i ludzkie prawa nie patrząc.
Książe słuchał zarumieniony.
— Długoby o tém prawić — dodał Dobrogost — boć to się nie od dziś poczęło. Ojciec nieboszczyk od pieluch ją pieścił, nie chciała potém znać nikogo oprócz swéj własnéj woli. Za lada chłopa mizernego wydać się myślała naprzód, który zginął. Męża zamęczyła. Z wojewodą Szczepanem w miłostki się wdała jawne, za które go biskup wyklinać chciał. Siłaby opowiadać czego