Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   59   —

Poselstwo to, na którém u bogatych ziemian coś zyskać było można, Mierzwie przypadło do serca; podjął się go ochoczo bardzo, zwłaszcza, że zjechanie do Tęczyna niewiele mu z drogi było.
Tak w krótkim czasie uczyniwszy, jak mu się zdawało, wiele, że się był przyrzekł Bogoryi, szukać go poszedł przed wieczorem dodworku Leszczyca...
W ulicach ciągle jeszcze ludno i gwarno było, weseléj niż przed laty. Śpiewami i gędźbą rozlegało się miasto, ludzie sunęli gromadami, pobrawszy się pod ręce zawodząc pieśni. Kraków do owego milczącego i ponurego jakim go znano za Mieszka, nie był dziś podobny. Szedł Stach zwolna ciesząc się tą radością powszechną, gdy syknięcie posłyszał, a przed sobą ujrzał nieznajomego młodzieniaszka na koniu, za którym jechało sług kilku.
Zdziwiło go dane hasło, bo wpatrując się pilno, tego, który mu znaki dawał, aby się zbliżył, rozpoznać nie mógł. Podszedł jednak ku niemu wlepiając ciekawe oczy, twarzy téj pięknéj przypomnieć nie umiejąc.
Młodzian konia trochę na stronę ściągnąwszy, Stacha prowadził za sobą.
— Nie poznaliście mnie? — odezwał się głos, który więcéj niewiastę niż mężczyznę wydawał. To mówiąc, młodzian się smutnie uśmiechał.