Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   51   —

Mierzwa pomyślał.
— Czemu nie? — odparł — owszem, uczyni to pewnie, jeżeli tylko będzie mógł — ale można się starać, aby tego niedopuścić.
Tajemniczo rzucił to słowo znaczące. On i Juchim spojrzeli po sobie.
— Jakim sposobem? — wtrącił Stach.
Mierzwa już z pierwszéj pokory, wiedząc, że potrzebnym być może, przeszedł do tonu handlarza, który towar sprzedaje.
— Hm! — rzekł — trzeba na to przebiegłości, trzeba zabiegów. Sposoby są różne, ale kto rady daje, musi o sobie pamiętać.
Spojrzał w oczy pytającemu.
— Ręka rękę myje — dodał z półuśmiechem.
— Bądźcie pewni — zrozumiawszy go, odparł Stach — że znajdziecie silne ręce za dobrą radę. Ja — niewiele mogę — ale dam wam opiekę tych, co dziś mogą wszystko.
Mierzwa śmiejącemi się oczkami podziękował mu i głowę skłonił.
— Człek jest biedny — rzekł z pobożném westchnieniem — żyć każdy potrzebuje, a jak o sobie sam nie pamięta — —
— Mówcie tylko — przerwał Stach — a możecie mi zawierzyć, że darmo nie popsujecie gęby.
Pod-Sędzia z tajemniczą postawą zbliżył się do Stacha i szeptać począł.
— Mieszek poszedł, ustąpił, bo musiał, ale