Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

dzaj bezkrólewia, wśród którego duchowieństwo z ziemianami władzę dzierżeć musieli.
Ze dworu biskupiego pisma się rozchodziły na całą ziemię. Naprzód Arcybiskupa Gnieźnieńskiego zawiadomić musiano, aby go mieć z sobą. Nie było to wątpliwém.
Do dworca biskupiego przybywali jedni, wysyłano ztąd drugich, czynność i ruch były wielkie. Gdy Jaksa nadszedł, mimo że Gedko mocno był listami zajęty, zobaczywszy go wstał zaraz ku niemu.
— Ojcze — odezwał się Jaksa — co myślicie daléj? Zdawało się nam żeśmy już dopięli celu, a najcięższe pono dopiéro teraz przychodzi. Książe nie swój, pomięszany, przybity wyrwać się nam gotów.
Całą noc, jak mi komornicy mówili, przetrwał na modlitwie i niepokoju. Sumienie gryzie go. Do dnia już pobiegł do kościoła, — poznać go trudno tak mu się twarz mieni trwogą i frasunkiem. Dziś téż rano kazał sprzęty i zasoby wysłać które po Mieszku zostały, a komornikowi wprawionemu z niemi, poufne dał zlecenie by uspokoił brata iż władzy przywłaszczać sobie nie myśli i pracować będzie dla pojednania. Zdaje się że i sprzęt wyprawił tylko aby poselstwo to wysłać.
Biskup westchnął i zmarszczył się nieco.
— Radzić na to musimy, — odpowiedział, —