Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

byli pomagać aby się na niéj utrzymał. Wszyscy w tym pobożnym spisku byli z Biskupem.
Jeden Kaźmierz opierał się swojemu przeznaczeniu. Ze łzami wjechał na ten zamek, płakał modląc się w kościele, powtarzał to że się przywłaszczoną brzydził władzą, i że się tu nie za pana, ale za czasowego uważa tylko dzierżawcę.
Musiano czuwać nad nim.
Od wczorajszego wieczora jawném było że się tu za gościa uważał. Pustka w któréj wszędzie jeszcze ślady żywe po Mieszku zostały, łzy mu z oczów i westchnienia wyciskała. Wichfried dopominał się aby rozporządził pomieszczeniem, wybrał komnaty, naznaczył te które miał zająć. Kaźmierz odpowiedział mu niecierpliwie że gdziekolwiek obozować może a siedlić się nie myśli.
Wieczorem gdy odszedł na spoczynek słowa się z niego dopytać nie było można. W nocy ci co spali w izbach sąsiednich słyszeli go modlącego się głośno i wzdychającego ciężko.
Nim książe wstał, Jaksa, który się tém niespokoił pobiegł na radę do Biskupa. Tu już, mimo godziny rannéj, ludzie byli na nogach, a sam Gedko za stołem siedząc listy rozpisywać kazał, wzywając Biskupów na radę.
Ziemianie stali czekając na rozkazy Pasterza, gdyż ztąd płynęło wszystko. Kaźmierz nie chciał się rozporządzać, ani za pana uważał. Był to ro-