Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   9   —

nie pytając, widział i czuł co się stało. Kietlicz nie donosił mu, ale się rzucał i złościł napróżno. Naostatek stanu tego ukryć nie było podobna, codzień wybitniéj dawał się widzieć nawet obcym, na zamku pustoszało jak w mieście; w zastępstwo tych co zbiegali, nikogo zaciągnąć nie było podobna.
Zięć Mieszka, Czeski Kniaź, sam już wygnany, z pomocą przyjść nie mógł, niemieccy czekać kazali, bo w domu mieli niepokoje.
Bez walki z rąk wymykało się wszystko.
Gdy Mieszek wyjechawszy na łowy i kilkanaście dni na nich spędziwszy, po spotkaniu z Kaźmierzem na zamek powrócił, zastał go ogołoconym z ludzi bardziéj jeszcze, a Kietlicza upojonego gniewem.
Najgorliwsi pomocnicy jego, Bereza jednooki, Skarbny Juchim, Mierzwa podsędzia, gdy ich do rady przyzywał, milczeli wymównie, umywali ręce, stawali na stronie jako podwładni, zrzekając się wspólnictwa czynnego we wszelkiéj robocie. Słuchali jeszcze, ale biernie i kwaśno.
Serb Bereza stanowił wyjątek, ten się rzucał, ale mu się nie wiodło.
Kietlicz czuł iż niewidzialne niebezpieczeństwo rosło, ale że na jego rękach było wszystko, nie śmiał żalić się, aby nań nie spadła wina.
Starzy ludzie cicho szeptali, że w ten sam