Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic, a od księżnej, przekonałam się, nie dostanę nic, choć mi wielkie rzeczy obiecuje, ale małych nawet nie da. Jakże tu stanąć na kobiercu...
Załamała ręce.
— Co się tyczy twojej starej panieńskiej garderoby — przerwała Szklarska — sama słyszałam, mówiącą strażnikowę, że ci ją wydać rozkaże, ale na wyprawę nie rachuj. Matka mówi: „głupiabym była żebym ją stroiła i obdarzała, kiedy przeciwko mej woli z domu mi ucieka.“
— Księżna ani myśli o wyprawie — mówiła dalej Aniela — ciągle mi jednak coś obiecuje, może w sekrecie chce mi zrobić niespodziankę.
Uśmiechnęła się Szklarska.
— Księżna nie da ci nic — rzekła — a mężowi, przybywszy do domu, kazać zaraz się oporządzać, od pończoch począwszy... rzecz nie miła. Ja jestem starą panną, ale gdyby mi w tych warunkach udawało się zaślubić choćby księcia Ostrogskiego, nie poszłabym za niego. Mężczyźni potem mają zwyczaj wypowiadać: wziąłem cię bez koszuli i t. p.
— Wiem ja to wszystko i mówiłam sobie stokrotnie, ale cóż poradzę?
Wyczekawszy nieco Szklarska, ciągnęła dalej:
— Mówisz, co poradzę? poradzićby łatwo było, ale na to potrzeba rezolutności wielkiej. Powiedzieć wręcz i hetmanowej i Tołoczce: bez pozwolenia matki nie pójdę, lękając się niebłogosławieństwa Bożego.
Aniela nie odpowiedziała. Tyle już nasnuła i namarzyła o życiu z panem rotmistrzem, przy dworze hetmanowej, w towarzystwie Białostockiem, w rezydencjach pańskich, wśród francuzów prawdziwych i na-