Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znalazłem go strasznie zestarzałym i zmienionym — odezwał się po małej pauzie — a wy?
— Niestety! — odparł Zabiełło — bogdaj bym nie był prorokiem. Dni jego są policzone. Gryzie się i niepokoi, kłamie sam przed sobą, czepia się Brühla.... w polowaniu i operze szuka pociechy, ale jej nigdzie znaleźć nie może. Widmo Fryderyka, którego ciężkie stopy wszędzie się tu wypiętnowały, chodzi za nim. Widmo królowej która tu znękana i upokorzona umarła, wyrzuca mu słabość jego.
— A Brühl? — zapytał Steinheil.
— Jest czem był — odparł szambelan. Potrafił króla uczynić swym sługą, i drży aby się na nim nie mszczono tej niewoli. Tu przyszły elektor, książę Kurlandji, Chevalier de Saxe, cała rodzina ze zgrozą patrzą na to, na co myśmy w Polsce przez lat kilka patrzyli i zemsta dojrzewa w ich sercach.
— Wie i czuje, ale zmienić nie może nic, ani się cofnąć. Wie, że gdy król oczy zamknie, on z nim umrzeć powinien, aby nie poszedł na Königstejn lub wygnanie. Mówią, że drogo opłaconą nosi przy sobie truciznę, ażeby swej władzy nie przeżyć.
Steinheil podniósł ręce.
— O biedny ten oślepiony pan nasz — zawołał. — Nigdy on nie przejrzy? niktże mu oczów nie otworzy?
— Operacja ta byłaby zapóźną — odparł Zabiełło. — Wszystko co mogło dotknąć Saksonją i Polskę spełniło się już.
Zabiełło westchnął.
— Król nie najlepiej wygląda — rzekł rezydent.
— Bardzo źle nawet — dodał Zabiełło. — My co go