Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze od Brühla? — zapytał Steinheil.
— Ja? od Brühla — ofuknął Zabiełło. — W wielkim sekrecie sam Król J. Mość do ciebie mnie posyła.
— W sekrecie przed Brühlem? — zapytał Steinheil.
— Zabiełło skłonił głową.
— Kazał mi przeprosić, że już cię widzieć nie może, czuje się chorym, a ty, biedny panie radco musisz jak się zdaje w pilnych sprawach do Frankfurtu powracać.
Śmiał się Steinheil.
— W istocie — rzekł — sprawa pilna... mówiono mi o wynalezieniu nieznanego ułamku pism Cicerona, rozumiesz panie szambelanie, że potrzeba śpieszyć, aby się z tem poznać.
Zabiełło stał patrząc mu w oczy.
— Biedny król — westchnął — otoczony jest taką troskliwą opieką, że ona równa się niewoli. Miałżebyś ty panie rezydencie podejrzanym być żeś go z niej chciał wyzwolić.
— Niewiem, ale dziś rano król mi dał posłuchanie bez wiedzy dyktatora i został za to ukarany. Schwytano nas na gorącym uczynku tajemnej narady w Bażantarni!
— Jakto? król śmiał? bez zezwolenia?
— Bez wiedzy nawet — dokończył Steinheil. — Domyślałem się rozstając z nim, że mnie już tam więcej nie dopuszczą.
— Biedny nasz pan — rzekł Zabiełło. — Kazał mi wam wyrazić cały swój dla was szacunek i obiecuje wkrótce powołać do Drezna.
Rezydent zadumał się milczący.