Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie daj Boże, aby staremu człowiekowi, który już lata płoche po za sobą pozostawił, miłość do serca zawitała i przyśniło się to szczęście, którego człowiek raz tylko w życiu kosztuje, a nie każdemu i to dano.
Na Tołoczce najlepszy był dowód tego, iż człowiek, gdy sobie nieco cugli popuści, namiętność go poniesie... na złamanie karku.
Człek był zacny, stateczny, poważny i nic mu nigdy, a szczególniej dyssymulacji zarzucić nie było można... a teraz gdy go miłość dla panny Koiszewskiej zagnała w taki kąt ciasny, zkąd wyjścia nie było.
Uchodził on powszechnie za bezdzietnego, bo nigdy nie mówił o swojej przeszłości, chociaż syna miał z pierwszego małżeństwa, który u babki ciotecznej od dziecka się wychowywał. Mało kto o tem wiedział.
Wyjawiając tę tajemnicę, obawiał się zrazić i pannę i matkę, więc milczał, powiadając sobie, iż dosyć będzie czasu później syna zaprezentować.
Zdawało mu się, że w tem grzechu nie było. Nie kłamał tem, że milczał... a zbrodnią nie było mieć potomka.
Z dnia więc na dzień odkładając ogłoszenie, iż go Pan Bóg pobłogosławił potomstwem, sam się z tego przed sobą uniewinniając, brnął dalej.
Niekiedy tylko robiło mu się gorąco, gdy pomyślał co to będzie za wrzawa, jak się Koiszewska o tem dowie.
Księżna Sapieżyna, która dawniej Tołoczki nie znała, wcale o niczem tyczącem się go nie wiedziała. Sapieha zapominał o bliższych daleko, a o swojego Buńczucznego stosunki familijne wcale się nie troszczył.