Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko poświęcić — przerwał rotmistrz. — Dom otworzymy, pojedziemy do Warszawy... pani — nie ja będę komenderował.
I całował ją po rękach, a pochlebstwami obsypywał.
Zwolna dała się nieco nakłonić, do słuchania, do wspólnych marzeń o przyszłości.
— Ale co to potem? — szeptała w końcu — choćbym ja nawet się zgodziła na to, matka nie pozwoli. Chce mnie koniecznie wydać za Bujwida, którego ja znieść nie mogę. Znam ją, gdy co powie to jej przełamać nie można.
— Niech panna Aniela da mi tylko słowo — odparł rotmistrz — niech mi pozwoli, a ja ręczę, znajdziemy sposób, pani hetmanowa całem sercem pomoże.
Uplanujemy tak, przygotujemy wszystko, iż strażnikowa nie będzie mogła stawić przeszkody.
Obietnice Tołoczki popierane przysięgami zwolna poskutkowały, panna Aniela przychyliła się do jego życzeń. Bujwid był jej nienawistny, nad nim panować nie miała nadziei. Rotmistrza zawojować spodziewała się na pewno. Hetmanowej dom ułatwiłby jej wejście w świat.
Nie dając jeszcze słowa, milczała, Tołoczko chciał bić żelazo póki było gorące, nie odstępował jej ani na chwilę.
Na jednym noclegu, księżna Sapieżyna widząc go tak służącym pannie, że o reszcie zapomniał — zapytała na ostatku.
— Cóż tam, panie Buńczuczny, jak idą twoje interesa? panna Aniela zawsze ci tak sroga jak była?
— Nie będę się chwalił, M. Księżno — odparł To-