Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sobie mieścił co poprzednik. Szczęściem dla niezbyt tęgiej głowy pana Buńczucznego dostał mu się jeden z początkowych, a wojewoda o dalszy ciąg nie nastawał.
Rotmistrz potwierdził, że manifestacja dzisiejsza daleko była umiarkowańszą od swej poprzedniczki, i że ichmość protestujący przeciwko gwałtom mieli smutne twarze, zniechęcone oblicza...
Pito tedy zdrowie księcia podkomorzego, nowego marszałka, Bohusza, deputatów, urzędników i t. p.
Zanosiło się na jedną z tych hulanek nocnych księcia wojewody, które czasy miecznika przypominały. Tołoczko nie miał ochoty brać udziału w tem rozpasaniu, któremu rzadko kto mógł wydołać, i wymknął się nie czekając na hetmana, który wygodnie się rozsiadłszy drzemać się zabierał. Służba powoływała go na Antokol, gdzie już pannę Anielę installowaną się znaleźć spodziewał.
Nie był Tołoczko jeszcze tak dalece wtajemniczony w sympatje i antypatje hetmanowej, ażeby zawsze mógł odgadnąć, co ją pocieszy, a co ją zasmuci, i dziwował się, gdy czasem przyniesiona plotka, która mu się wydawała smaczną, znalazła się dla niej wstrętliwą.
Zręczna pani umiała mu potem to wytłómaczyć, ale w taki sposób, że zwykle jej nie odgadł. Pan Buńczuczny wprost tylko po szlachecku wnosił, że cioteczni bracia z sobą musieli się kochać, i że hetman a zatem i hetmanowa z sukcessów Radziwiłłowskich cieszyć się musiała.
Po drodze na Antokol mógł się przekonać, że Radziwiłłowscy, dwornia, rozpuszczona na dziadowski