Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słówko. Panna Aniela gniewna, zapłoniona, stała w kąciku nie dziękując nawet. Szklarska ją całując pocieszała.
Bujwid sobie wymówił, że ostatni pić będzie. Kielich nareszcie przyszedł do niego, lecz gdy go brał, strącony zręcznie upadł na ziemię i rozbił się na drobne kawałki. Starosta wąsa pokręcając rozśmiał się.
— Nie tak się pije z trzewiczka — zawołał — już niech będzie co chce, ja piję z niego, bez szkła i całuję tę nóżkę, która go dotykała. To mówiąc nalał szybko wina do trzewika, napełnił go po brzegi i bardzo zręcznie duszkiem wychylił wśród gromu oklasków.
Z trzewika spadały jeszcze krople na ziemię, a starosta go skrzętnie składając i zawijając w serwetkę pochwyconą ze stołu, złożył pod kontuszem na sercu.
— Wyrządziłem pannie strażnikównie szkodę, ale mi pani matka dobrodziejka dozwoli abym jutro inną parą starał się je zastąpić — zawołał — niesłuchając i nieczekając odpowiedzi.
To mówiąc zbliżył się do pani Koiszewskiej rękę jej całując z przyklęknieniem. Strażnikowa wcale się gniewać nie myślała. Wszystko to jej, nawykłej w młodości do daleko śmielszych wybryków wydawało się miłem wspomnieniem, echem własnej młodości.
Ale panna Aniela, którą te zaloty rubasznie prowadzone do najwyższego stopnia oburzały, płonęła z gniewu. Szklarska jej uspokoić nie mogła, uciekła kulejąc do swojego pokoju.
Chociaż pora była spóźniona, goście rozochoceni siedzieli jeszcze i humory się coraz stawały weselsze;, a strażnikowa rada u siebie, coraz wino świeże przynosić kazała, i wziąwszy się w bok, po za stołem