Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żywo sypał coś do ucha tych co koło niego się mieścili.
Stosunek też pasterza do duchowieństwa nie był zwykłym, nie okazywano mu należnego poszanowania, ale rodzaj lekceważenia i zbytniej poufałości.
Nabożeństwo zwyczajne miało się ku końcowi, niecierpliwa ciekawość przytomnych rosła, cisnęli się coraz natarczywiej ku tronowi biskupiemu. Milczenie po odśpiewaniu ostatniej modlitwy trwało krótko, biskup został i pastorałem uderzył o stopnie.
Podniósł głos i mówić począł, ale zrazu tak mało słychać go było, iż całych sił musiał dobyć, ażeby nawet bliżej stojący coś mogli zrozumieć.
Mowa była może przygotowaną, ale żywy temperament i chęć wyrazistego oświadczenia się przeciwko zamachom wojewody, nie dała mu się starać o retorykę.
Krzycząc więcej, niż mówiąc napadł księcia wojewodę, jako opressora praw wszelkich, mącącego spokój publiczny, który z wojskiem, z działami wtargnął do Wilna, aby gwałtownie fundować Trybunał. Niema na niego innego sposobu, tylko uniwersalne, jednozgodne przeciwko gwałtownikowi powstanie przez zawiązanie konfederacji.
Najwięksi przyjaciele biskupa nie mogli mu powinszować tego wystąpienia, w której więcej było animozyi, gniewu, niż argumentów. Sam też ksiądz biskup czuł, że potrzebował poparcia i do tego dobrany był Narbutt, marszałek lidzki, który wbrew innym Narbuttom szedł sam z Massalskim przeciwko wojewodzie.
Narbutt był sejmikowym mówcą, którego nic nie