Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 134.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zawczasu już gotowano się na nią tłumnie.
Księżna nim przybiegł Tołoczko, wiedziała że dzwoniono, ale nie wiedziała w jakim kościele.
— Ale cóż to ma być? — poczęła nastawać.
— Nikt nic nie wie, oprócz, że przeciwko Radziwiłłowi wystąpią.
— Juścić w katedrze jest jakiś kątek, gdzieby niepostrzeżonej można się dostać, aby widzieć i słyszeć własnemi uszami. Rób sobie waćpan co chcesz, a miejsce mi znaleźć powinieneś.
Tołoczko nieszczęśliwy musiał tedy natychmiast biedz do katedralnego kościoła i starać się o miejsce dla księżnej.
Nadchodziła pora obiadowa, a że to była Niedziela, zjazd na Trybunał bardzo znaczny, ciekawość rozbudzona, w kardynalji więc, gdzie się większość gości cisnęła, przysposabiano miejsce na parę set osób, wiedząc, że te natłokowi nie starczą.
Było to obyczajem książącego domu, iż przyjmowano znajomych i nieznajomych, a wchodził tu komu się zamarzyło, proszony i nieproszony. W głównej sali przy księciu gromadzili się znaczniejsi, a dalej u szarego końca, goście ewangeliczni. Wszystkim nalewano zarówno, z tą jednak różnicą, że dla drugich stołów był tak zwany kapuśniaczek, kwaskowate wino węgierskie, które obfitością, dobroć zastępowało.
Nim zwyczajna obiadu uderzała godzina, pokoje były u księcia nabite ludźmi, a twarze tak wesołe, jakby najmniejszej o przebieg sprawy trybunalskiej wątpliwości nie było.
Książe Hieronim obchodził wszystkich i jedno prawie powtarzał.