Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej nie było można w błąd wprowadzić. Bawiła tu do bardzo późna, ciągle się spodziewając pochwycić stolnika i odjechała w końcu wściekła na gospodynię, poprzysięgając, że jej tego nie daruje.
Starosta halicki zastępujący tu gospodarza, przeprowadził ją do karety, grzeczny, złośliwy i szyderski. W pałacu u siebie znalazła Tołoczkę, który na nią oczekiwał i siadłszy przy stoliku w salonie, usnął snem tak twardym ze znużenia, iż hetmanowa przyjechała, przeszła mimo niego, miała czas zrzucić rogówkę i wrócić do salonu, a Tołoczko spał jeszcze i zbudzić go musiała.
— Zmiłuj się rotmistrzu, co się dzieje, jestem niespokojna o męża. Nie wiem co się stanie z Trybunałem, kto tu zwycięży? Mąż mój gotów temu wiecznie napiłemu bratu dopomagać i nas wciągnąć w ten los, który go czeka. Myśmy się powinni trzymać na boku i pozostać spektatorami. Mój mąż jak pojechał do miasta, tak ani wiedzieć o nim.
— Książe udał się ztąd wprost do Kardynalji — rzekł rotmistrz Buńczuczny. Książe Radziwiłł już się zaczynał tem obrażać, że go zaniedbał. Musiał pojechać.
— Ja to wiem, ale musiał być potem u Massalskiego hetmana, dla porozumienia się z nim, bo my w obu obozach powinniśmy mieć stosunki.
— Wiedziałem też ja o tem — odparł Tołoczko — i dla tego opóźniwszy się, szukałem go u Massalskiego i nie znalazłem. Musiałem więc do kardynalji i tam księcia trafiłem, ale byli właśnie przy śniadaniu.
— A! przy śniadaniu! — zawołała hetmanowa. — No! to już nie masz mi co więcej mówić, upoili go,