Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze go nie zarżnęli — rozśmiał się wojewoda — czekajmy.
— Lękam się przyjaciół więcej jeszcze, niż wrogów — odparł kanclerz — gotowi mi się przysłużyć taką zgodą, która cały mój plan zrujnuje.
I książe chodził po pokoju niespokojny taki, popijał wodę, zamyślał się, zżymał, patrzył na zegarek, iż żal go było bratu.
Zamiast się tak niepokoić, proszę cię — odezwał się — poślij lepiej kogo z kartką do nich, aby na żaden sposób do zgody nie zbliżali się, niech plączą, niech nas bodaj skompromitują, ale niech nas nie wiążą.
Nawzajem książęta się uspakajać zaczęli i doszli do tego, że przecież nic złego się stać nie może.



Stronnictwo Radziwiłłowskie z porywczością swą, butą, ostentacją potęgi i popularności, uchodziło w kraju za daleko mniej zręczne i w polityce nie mogące się mierzyć ze stronnictwem Familji. Wszystko to byli w opinji ogółu ludzie zacofani, wieku przeszłego i przepowiadano im klęskę.
Z tem wszystkiem w traktowaniu o zgodę, niewiadomo kto był doradcą księcia wojewody, ale mu dał radę, która choć chwilowo pomięszała wszystkie osnute plany przeciwnego obozu.
Doradzono księciu pomawianemu o gwałty, najazdy, o przemoc wywieraną na wszystkich co mu posłusznymi być nie chcieli, ażeby tym razem powolnym się okazał, posłusznym życzeniom króla, gotowym do ustępstwa.