Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż myślicie? będzie co z tego? — spytał książe.
— To zależy od was, mości książe. Jeżeli jest dobra wola utrzymania pokoju.
Nie było na to odpowiedzi, Radziwiłł westchnął, kazał sobie i biskupowi przynieść po kieliszku starego wina, otarł pot z czoła i usiadłszy na kanapie, pomrukując coś — usnął.
Krasiński, który ciągle go miał za zamyślonego mocno i odpowiedź gotującego — osłupiał. Posądzał go o udawanie, lecz ten był jak najszczerszy, książe chrapał i opadłszy na siedzenia poręcz, spoczywał po trudach dziennych.
Nie pozostało biskupowi jak oddalić się po cichu, bo rychłego przebudzenia nie było się co spodziewać.
Wyszedł mocno znękany tem niepowodzeniem. W progu spotkał go młody Rzewuski.
— Nie mogę ani sam księciu przerywać — rzekł do niego — ani czekać aż się przebudzi. Godzina późna. Będziecie łaskawi jutro przypomnieć wojewodzie moję z nim rozmowę i proście aby mi dotrzymał słowa, jeżeli o wszystkiem nie zapomni.
— O to się nie macie co obawiać — rzekł Rzewuski — jeżeli chce pamiętać, będzie, ani mu przypominać trzeba.
Krasiński się już miał oddalić, gdy ciekawi, którzy na niego czatowali, zbliżyli się biorąc między siebie.
Szło wszystkim o dowiedzenie się jaki nareszcie koniec będzie tych wojennych przygotowań. Nikt pono nie życzył sobie katastrofy i wojny domowej.
Biskup o tyle mógł uspokoić ich, że w nikim zbytniej nie widział porywczości do boju.