Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wspartym na słupkach. Był to rodzaj altany wychodzącej na tyły pałacu Saskiego i plac pusty.
Król August ze strzelbą w ręką siedział upatrując niecierpliwie jakiegoś zwierza, którego wśród miasta odgadnąć było trudno. Starosta patrzał ciekawie niemogąc zrozumieć. U podnóża altany, na piasku żółtym, w mroku wieczornym zarysowały się niewyraźnie kształty rosłego konia, który leżał rozciągnięty, bez życia.
Kruki, gałki i wrony unosiły się nad nim w powietrzu, zniżając niekiedy po nad zastawiony dla nich żer, a nieśmiejąc go dotknąć jeszcze. Nieco dalej przemykały się cienie wychudłych psów bezpańskich, na bezpłatną strawę.
Oczy króla skierowane ku nim były, strzelba drżała mu w ręku — najlżejszy szelest, który psy spłoszył — gniewał go widocznie.
Wejście też Brühla, którego kroki posłyszał, groźnym wyrazem twarzy przyjęte zostało, ale zaledwie mógł go rozpoznać, z pośpiechem wesołym zwrócił się do niego.
— Musisz mi dobrą przynosić wiadomość, kiedy tu przychodzisz — zawołał August — broni z rąk nie wypuszczając i wpatrując się zmrużonemi oczyma w starostę Platera, który szedł za ministrem.
— Ja sam nie przynoszę nic — odparł Brühl — przybierając ton mowy swobodny i wesoły — ale o to jest starosta Plater, wprost przybywający z Wilna, który jako naoczny świadek przygotowań do fundowania trybunału, najlepiej ze wszystkiego sprawę zdać może.