Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem, wiem — przerwał król — każ je katowi palić na rynku pozwalamy Ci! Niewdzięczni są.
— O ten trybunał, ten trybunał się nie obejdzie bez krwi przelewu — dołożył Brühl, który się rozgrzewał.
Nagle August III spuścił głowę.
— Posłałeś do Drezna? spytał.
— Posyłam codzień — zawołał minister.
— Teatr gotów będzie.
— Dniem i nocą go kończą. — Zapewnił Brühl.
— Galerję przewieźli z Königsteinu?
— Cała już jest w Dreźnie — zapewnił minister. — Madonna na swem miejscu.
Król słuchając złożył ręce.
— Kiedy ja nareszcie, stęskniony to arcydzieło boskiego mistrza zobaczę — zawołał głosem rzewnym. — Śniła mi się nieraz w jasności niebieskiej nademną. Czułem ją, a oczów podnieść nie śmiałem. Aniołowie ręką jego prowadzili, gdy ją malował.
Głos mu drżał gdy to mówił, i zniżywszy go, jakąś myślą wstrzymany zamilkł. Zdało mu się, że Brühl, który miał też galerję — mógł być zazdrosnym. Chciał wiernego pocieszyć sługę.
— Ale i ty mój poczciwy Brühlu — rzekł — masz obrazy bardzo piękne, i tobie nic z nich spodziewam się nie zginęło.
— Nic — odparł minister.
— Ten Dietrich — rozśmiał się August weselej — choć cudownie małpuje mistrzów, ale na Rafaela się nie porywa, toby było świętokradztwo!!!
— Dietrich przecież jest niepospolitym malarzem — odważył się dodać Brühl.