Ta strona została uwierzytelniona.
V.
Wieczór był gdy p. Joachim z młodym Żelizą wyszli od panny Podkomorzanki, a okolica tak była piękna oblana srebrzystem światłem xiężycowem, niebo tak wypogodzone, powietrze tak łagodne, taka cisza w powietrzu, że oba mając się już pożegnać, zawołali prawie razem, iż zamknąć się w domu teraz byłoby grzechem.
— Wieszże co Oktawie, — rzekł pan Joachim, — chodźmy ulicą za miasteczko ku młynom, użyjemy powietrza i nocy, a rozmarzeni i tak rozmową, pogawędzim jeszcze,