Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 270.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życia mego. Niema szkarady, któraby od dzieciństwa oczów moich, myśli, serca nie splamiła. Ta, którą kochasz jak mówisz, z psami podwórza gryzła się nieraz o skórkę chleba spleśniałą. — Takie było dzieciństwo moje. — Nademną żadnej opieki prócz Bożej — o! i o tej zwątpić przyszło — nademną opiekun krewny, co czyhał na majątek i mnie się tylko chciał pozbyć. Dom jego był łotrowską pieczarą, a młode dni moje w nim spłynęły. Umarła żona jego i starzec przypadkiem spojrzał na sierotę, której młodość była całą ponętą — drugą może majątek. Nagle z czeladnej izby, z grubego odzienia przeniosłam się do miasta — na pensję. I dwa lata upłynęły mi tam swobodne, szczęśliwe, jasne.
Zastanowiła się, oddechu brakło, padła na ławeczkę. — Słuchaj pan! słuchaj do końca. — Starzec odebrał mnie do domu, mówił mi że chce się ożenić ze mną. Uważałam to za poczwarną za straszną groźbę, za