Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 260.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ce mu zabolało i był tak smutny, że ledwie słowo mógł przemówić; ona tak pomięszana, że pół-wyrazami ledwie poczynała rozmowę.
Nieśmięli mówić nawet o Julji.
Nazajutrz mówili o niej i o niej tylko, Jan po ciężkim razie, musiał się wylać z boleścią swoją, a z najdując w Marji kogoś umiejącego ją podzielać, mówił wiele, z zapałem, ze smutkiem.
Ona ledwie go pocieszała kilką słowy, a w duszy myślała. — O! jakże ona szczęśliwa! On ją tak kocha...
Czemuż trzeciego dnia Jan powiedział sobie, że Marja nie dręczyłaby tak kochanka, że w jej miłości więcejby było wiary, bo więcej uczucia?
Myśl ta wstydząc się, uciekła...
I mówili znowu o Julji tylko...
Potem spotkali się już trochę oswojeni z sobą, prawie radzi, że się widzieli, z pół uśmiechem. Marji błogo było na sercu, bała się uciekających chwil, które były