Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 248.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Janie — gorzko mi wyrzucasz moją miłość.
— Juljo — ty w moją niechcesz i niechcesz uwierzyć, to smutno!
— Mój drogi — jeszcze jedno, jedno tylko! Ja jutro na sześć miesięcy wyjeżdżam do Warszawy z podkomorzyną, która niema co robić u siebie, bo jej zięć powoli się chce pozbyć. Ty pozostaniesz tutaj, i co dzień będziesz w Dąbrowie, i codzień najmniej godzinę przepędzisz z Marją.
— Z Marją? zawołał Jan, któren niewiedząc dla czego zmięszał się.
— Tak, Marja jest aniołem, piękna, dobra, łagodna, skromna, ale pod tą szatą ukrywająca myśli więcej niż pospolite mają kobiety — Marja będzie próbą ostatnią.
— Lecz godziż się —
— Zarozumiały! myślisz że się w tobie zakocha? o! znam ją nadto! nie łatwo miłość wnijdzie w to serce, które już biło dla kogoś i zranione zostało.
— Do czegoż to ma służyć?