Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się słyszeć w dziedzińcu. — Prezes, który niedaleko krążył, wysunął się z za drzew i kulejąc pospieszył na balkon. Tu rozsiadł się przy Julji, milczący nalał sobie herbatę i oczyma tylko ognistemi rzucając po siedzących, pił i jadł łapczywie.
Skończywszy spojrzał na srebrny u tasiemki czarnej zaczepiony zegarek i skrzywił się. — A starościna? spytał.
— Odpoczywa, trochę słaba.
— Muszę się z nią widzieć.
— Wątpię żeby teraz było można.
— Poczekam.
Sparaliżowana rozmowa, której nawet dość mowna podkomorzyna, w obec, ziębiącego prezesa prowadzić dalej nieśmiała — przerwała się. Panny tylko szeptały po cichu. Dzwonek starościnej dał się słyszeć. Julja pobiegła i wróciła po chwili.
— Babunia prosi pana prezesa.
Wstał kulas i zmierzywszy okiem wnuczkę poszedł.