Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie karmi. Ale otóż słyszę że się babunia budzi, pobiegnę do niej, uprzedzę o gościu, pójdziemy do niej. Ty Marjo baw pana Darskiego.
Marja blada podniosła głowę od krosien.
Julji już nie było — Jan niewiedział jak począć rozmowę z milczącą, smutną, siedzącą naprzeciw niego dziewicą, drżącą jak listek. Szczęściem tyle było wszędzie kwiatów, że rozmowa najnaturalniej począć się od nich mogła.
— Dąbrowa, to prawdziwy kosz kwiatów, rzekł, cóż to za mnóstwo ich, i jak cudne!
— Julja i babka lubią obie kwiaty namiętnie, odpowiedziała Marja po cichu.
— A pani?
— O! i ja je lubię — ale Julja do szału, do pasji swoje wychowanki kocha. — Dla niej kwiatek jest czemś więcej jak dla nas wszystkich.
— Ja najlepiej lubię nasze, własnej ziemi kwiaty.