Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jan milczał.
— Nie jeden, gawędził dalej stary, nie spójrzy na cichą, na skromną, na kryjącą się od oczów, od spojrzeń, od ludzi niewiastę, ale to są skarby mospanie, dyamenty, na których się nie znają. Waćpan słyszałeś pewnie, że dyament co go to kędyś tam wymywają z piasków i błota, wcale nie ma pozoru błyskotliwego, a przecie to koron królewskich ozdoba, gdy tym czasem lada kiepski kamuszek czasem świeci się jak co dobrego. Tak to i z kobietami.
— Czyż zawsze mój ojcze?
— Juściż nie zawsze, ale trafić na wyjątek trudno i rachować na takie szczęście, to Pana Boga kusić. — Ale już bo czas do domu, rzekł staruszek podnosząc się z kamienia na którym siedział. Widzę ztąd starą Dorotę i Kaspra, że miskę krupniku moją ponieśli — przez sieni — boć nie na co świecili łuczywem do pierwszej izby.
To mówiąc wyprostował się Darski, otrzepał kapotę i z milczącym Janem spu-