Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 289.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sięgę... Czekano tylko, ażeby król powrócił, ostygnął i dał się przejednać.
O to starać się miał Oleśnicki.
Hincza z innemi razem zaprowadzony do więzienia, niezręcznem pokuszeniem się o ucieczkę, sobie i królowej zaszkodził. Lecz wprędce wzięty po raz drugi, odesłany został do Chęcin, z rozkazu króla zagniewanego nań wielce, i wrzucony do tej strasznej ciemnicy na wieży, w której głodną śmiercią skończył Borkowicz.
Z wilgotnego tego podziemia, do którego światło i powietrze z góry tylko dochodziło przez szpary klapy, zamykającej je, mało kto żywym wychodził. W zimie przez litość spuszczano tam czasem garnek węgli, aby skostniałe ciało mógł więzień cokolwiek rozgrzać, lecz one otaczającej nie mogły osuszyć zgnilizny.
Ci, których ztąd uwalniano, nie odzyskiwali już sił i zdrowia...
Wesoły i ochoczy Hincza, był może pierwszy z zamkniętych w Chęcińskiej wieży, co nie stracił zupełnie nadziei, ani ochoty do życia. Młodość i nawyknienie do niewczasów trzymały go na nogach, krzepiły, a duch mocen nie dawał ciału zmarnieć.
Zwolna dopiero, po upływie miesięcy, nieszczęśliwy więzień począł omdlewać i tracić otuchę; do ostatka przecież jedno powtarzał niemym ścianom ciemnicy. — Żywli wynijdę, nie spocznę