Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 288.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wątpiła królowa, iż powszechne oburzenie musi obudzić potwarz Witolda i mściwe jego względem niej postanowienie. Książe liczył w Polsce popleczników i oddanych sobie ludzi, więcej jeszcze takich, którzy się go obawiali, lecz miłości nie miał u nikogo.
Prędzej teraz, naglona przez królowę podróż z powrotem przyprowadziła pod mury Wawelu. Sonka przybyła tu wieczorem, i zaciągnęła na zamek tak cicho, iż nazajutrz dopiero dowiedziano się w mieście o jej przyjeździe.
Poprzedziły ją tu wieści sprzeczne, przesadzone, uwłaczające jej, tak, że zdziwiono się, iż nie na Litwę, ale do Krakowa odesłaną została.
Znaczyło to, iż w sprawie, mianej już za straconą, zaszła zmiana szczęśliwa.
Ciekawość przebudzoną była, zaglądano na zamek, ale królowa chora, upokorzona, smutna, w obawie jeszcze tego co Szczukowskie powiedzieć mogły, lub co na ich rachunek skłamać mogli słudzy Witoldowi, nie przyjmowała i nie widywała nikogo. Mszy słuchała w kapliczce zamkowej, nie wychodziła za próg, drzwi zaparła jak w klasztorze.
Nie była przecież bezczynną, gotując się do uroczystego zmycia z siebie tej plamy, jaką rzucono na nią. Ochmistrz Malski rozpoczął starania o to. Poważny zastęp osób ofiarował przy-