Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 248.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więc bronić się i sam w siebie wmawiać, że królowa była winną.
Począł marszałkowi podawać imiona, powtarzać wszystko co słyszał od brata, tłumaczyć się, że inaczej postąpić nie mógł.
— Ona jest jego siostrzenicą! onby przecież własnej krwi i rodowi nie czynił zakały, gdyby nie był pewnym winy! — zawołał. — Nie pozwoliłem tknąć królowej, dopóki przekonaną nie będzie...
Sam z siebie marszałek się zaofiarował natychmiast, nocą i dniem pędzić na szlak wiodący z Krakowa na Ruś, dognać królowę i stanąć na straży, aby oprócz skazanych już na wydanie Szczukowskich nikt nie był pokrzywdzony... Komorników wziąć pod straż, gdy była wola królewska, chciał dać kazać dlatego, aby się oczyścić mogli.
Zbigniew z Brzezia, któremu wszystko co się na dworze działo, tajnem nie było, przypomniał królowi, iż ludzie co otaczali królewnę Jadwigę, w ciągłej wojnie z dworem Sonki, nawzajem wymyślali przeciw sobie jawnie kłamliwe oszczerstwa.
Ztąd więc łatwo doniesienia mogły pójść do Witolda, który niechęć mając do siostrzenicy, więcej im dawał wiary niż należało...
Marszałek zachwiał znów królem, ale razem obudził w nim żal niezmierny, iż się dał Witol-