Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Miałem i mam na dworze, u jej boku ludzi, co patrzyli na wszystko i donosili mi — rzekł Witold. — Tyś stary, ona młoda, nie pilnowałeś, ufałeś jej i ludziom, co dziwnego, że cię ten los spotkał?
Pół roku niema pana w domu, otworem drzwi. Na dworze młodzieży pełno, dobrała sobie ulubieńców, jest ich dość. Cieszysz się potomstwem, a...
Jagiełło nie dał mu dokończyć.
— Gardło dadzą! precz pójdzie! — zakrzyknął.
— Czekaj! naprzód połapać potrzeba i dowieść winy... Żywa dusza wiedzieć o tem niema, dopóki winowajcy nie będą w ręku. Mam ich imiona... Nim wiadomość dojdzie do Krakowa, trzeba się zabezpieczyć, aby nam nikt nie uszedł... Do mnie ich odeszlesz, ja prawdy z nich mękami dobędę, jeśli jej dobrowolnie nie powiedzą.
Tyś za słaby, ciebie oni łzami przemogą, okłamią. Do mnie przyszlij dziewczęta jej, które pomagały do wszystkiego, do mnie ją samą odeślij pod strażą silną. Ja ją osadzę na zamku gdzie i zamknę... Winowajców pod miecz...
Król przerażony, z głową spadłą na piersi, nie mógł nic odpowiedzieć.
— Dziecko moje! syn! — zawołał rozpaczli-