Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ani gości nie widywał Wawel, w podwórcach i po komnatach wiało pustkami...
Po odrętwieniu długiem, pragnienie życia jakieś, potrzeba roztargnienia budziła się w królowej, a raczej rozbudzały je jej towarzyszki... domagał się dwór...
Jednym z tych, co najusilniej nastawali na to, że młoda pani nie powinna była zamykać się jak w klasztorze i zamęczać tęsknicą, był Hincza z Rogowa.
Dopomagała mu bujna młodzież, tegoż co on usposobienia, Piotr Kurowski i Jaś Kraska, Jaszko z Koniecpola, dwóch Szczekocińskich i inni.
Sami oni z radą przyjść nie mogli, a do ochmistrza dworu, poważnego i surowego Nałęcza Malskiego przystąpić nie śmieli... musieli użyć pośrednictwa niewiast, które bliżej były królowej.
Hincza naprzód poszedł z użaleniem do Femki, o której wiedział, że samotność pani najprędzej weźmie do serca.
— Co naszej królowej potem — rzekł — że ona królową jest i na wysokim zamku siedzi. Losu jej prosta mieszczka nie pozazdrości. Całe lata sama jedna, jak w klasztorze, żeby choć pieśń lub gędźbę posłyszała... żeby gości przyjęła...
— Oj co prawda, to prawda! — potwierdziła Femka.