Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na tę szczęśliwą, żonę starca, dającą tronowi następcę.
Szczęście Sonki było jej niedolą.
— Przybyła się tu urągać nam, tobie, którego ma za namiestnika Jagiełły, mnie, aby się chwalić wielkością swoją. Nieposłuszna, zdradliwa, w oczy nam patrzy, aby okazać, że się nie boi.!! Po to jechała na Litwę, rzuciwszy dziecko, aby potęgą swoją nas wyzywać!
Witold słuchał, lecz jak zawsze, niewieście słowa nie czyniły na nim wrażenia. Był przekonanym, że królowa przybyła zgodę i uległość ofiarować, aby ją i sprawę syna w Polsce popierał.
Czekał tylko rozmowy, ale spodziewał się jej napróżno. Zazdrośna Julianna, która obawiała się zbliżenia, stała wiecznie u drzwi, aby poufnemu porozumieniu się przeszkodzić.
Wśród swych kobiet inaczej Sonki nie zwała jak gadziną i żmiją...
Nareszcie jednego dnia, gdy król na łowach był, a królowa została sama, Julianna zachorowała, Witold sam na sam był z Sonką. Czekał aby zagaiła sprawę — milczała.
— Sądziłem — odezwał się — że po tylu latach i takich losu odmianach, zechcecie mi coś powiedzieć o sobie?
— Ja? — zapytała Sonka, tajnego nie mam