Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ronacyi żaden głos nie doszedł królowej z Litwy, nie ponowiły się groźby.
Sonka chwilami łudziła się nadzieją, że serce wuja odzyska, że zwycięży.
Jagiełło pomrukiwał, iż zwykle Boże Narodzenie na łowach spędzał w kochanej Litwie, w Wilnie.
Królowa potrząsała głową nie mówiąc nic...
— Witold na nas zagniewany, zażalony, jechaćby nam obojgu i przejednać. Lepiej go mieć przyjacielem, niż wrogiem.
— Lecz bratem i druhem wy go nigdy mieć nie będziecie — tęskno mówiła królowa. — On nad wszystkiemi chce panować, nad tobą, nad Polską, nademną. Tu więcej się go już obawiają ludzie, niż ciebie. Mało mu zawsze tego co ma, nienasycony jest...
Jagiełło, któremu nieraz korona ciążyła, milczał i myślał. — Niech panuje, bylem pokój miał w domu...
A gdy święta się zbliżały, jął namawiać królowę po rękach całując.
— Jedźmy do Wilna oboje prosić Witolda na chrzciny... Sprawim Włodkowi taki chrzest, jak koronacyą tobie... Przyjadą królowie i książęta, postaramy się, aby panowie polscy synowi twemu tron zapewnili.
Nie trwożną była królowa.