Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wkroczył pomiędzy panny królowej i co najpiękniejsze wybierając, począł się im zuchwale naprzykrzać. Obyczaj wieku takiemu panu dozwalał wiele, a Zygmunt korzystał z tego.
Tymczasem małżonka jego Barbara śmiała się oczyma i rękami powołując ku sobie co najkrasiwszą młodzież. Wybierała do pląsów bez różnicy narodowości, który najpiękniej wyglądał i nie szczędziła przymileń.
Wesoło być poczynało na sali, a pląsom towarzyszyły wybuchy śmiechu, które niekiedy pieskliwą muzykę głuszyły.
Królowa Sonka wprędce znużona, usiadła... Zaledwie to spostrzegł kniaź Jerzy, który na to zdawał się czatować, natychmiast pod ścianą się snując, przybliżył ku niej.
Postrzegła go Sonka i ostro spojrzała. Tym czasem, kniaź już przez niewiasty się przedarłszy, do jej krzesła przysunął.
— Nie było czasu nawet was i pozdrowić — odezwał się po rusku... Ja tu błąkam się cały dzień jak w lesie, mnie mało kto zna, a ja tak jak nikogo.
Chciałem się wam pokłonić — dodał — i od siebie — tu zatrzymał się trochę — i od księcia Witolda.
Królowa obejrzała się zdziwiona i dumna.
— Nie raczył przybyć książe, nie spodzie-