Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A czegoż jej brak? Mało klejnotów ma i mało do użycia i rozdawania?
Malski ramionami poruszył.
— No, to mówże — zabełkotał coraz bardziej niecierpliwiący się Jagiełło...
Ochmistrz w stół patrząc zwlekał jeszcze, ale król naglił mruczeniem groźnem.
— Mówże, głowy ci nie zdejmę z karku...
— O głowę ja się nie zwykłem lękać — zimno odparł Malski — ale miłości waszej przykrości bym nie rad uczynić.
Zaczynał się marszczyć Jagiełło, do takich przygotowań niezwykły i nielubiący ich, bo i sam poprostu mówił i żądał, by mu otwarcie bez ogródki prawdę dawano.
— Nie można tego królowej za złe mieć — odezwał się Ochmistrz — że się czasem zachmurzy; łatwo zgadnąć czemu, tylko ja waszej miłości opowiadać nie mogę, czego się domyślam, aby posądzenia nie było, że mi się królowa zwierzyła.
Jako żywo, od niej nigdy nie słyszałem nic, nie skarży się, na to mogę na Ewangelii przysiądz. Słowo z jej ust nie wyjdzie.
— A czegoż ty się domyślasz? — napastliwie za rękaw ciągnąc ochmistrza podchwycił Jagiełło — czego?
Malski się w końcu zebrał na odwagę...
— Mieliście przed nią miłościwy panie, trzy żony... Wszystkie one, nawet ostatnia, choć się