Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lezienie się — mówił już o wyjeździe z Trok, a potrzebie przygotowania się do wesela...
Dla rozweselenia go, Witold Sonkę raz i drugi wprowadził, aby mógł się jej przypatrzeć i nacieszyć...
Jagiełło patrząc na nią, zapominał o ciężarach panowania i korony.
Ostatniego dnia pobytu w Trokach, gdy już o Korybucie wcale mowy nie było, nagle przed rozstaniem samem, król oznajmił Witoldowi.
— Wiesz, że ja królowi rzymskiemu posiłki przeciwko Czechom obiecałem i że poślę mu pięć tysięcy ludzi.
Zimno przyjął to Witold.
— Jeśli ich stracić ci nie żal — rzekł książe — czyń jakeś postanowił. Jabym mu i jednego nie dał człowieka...
To nie przeszkodzi Korybutowi iść także do Czech, a gdy tam twoich ludzi spotka, nie zważać, że Polacy są.
Popatrzyli na się, Jagiełło posmutniał. Witold pogodnem czołem wszystkie te konieczności położenia znosił. Posługiwać się umiał wszystkiem.
Przy widzeniu się z Sonką, gdy ją żegnał Jagiełło i pierścień jej zaręczynny na palec wkładał, prosząc aby mu była wierną towarzyszką, księżniczka podniesionym głosem przyrzekła mu to.
Od świąt Bożego Narodzenia do Zapust nie