Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych między naszemi wszędzie, sługi jego trzymają kościoły, klasztory, ziemie, ludzi, no i sumienia.
Musiemy słuchać!!
Milcząc spoglądali na siebie długo.
— Ani siebie ani mnie do sprawy Korybuta nie mięszajcie — począł zasmucony Jagiełło. — Nie możecie go wstrzymać.
— Nie chcę go wstrzymywać — przerwał książe.
Jagiełło zagadnął o Krzyżakach, z któremi Witold zdawał się być w bliższych i poufalszych stosunkach niż przedtem.
— Ja wojną im wypowiedzieć będę musiał znowu — dodał — a ty iść musisz ze mną.
Książe nie okazał wcale, aby mu to wstrętliwem było.
— Krzyżacy — rzekł — obojętni mi są... Słabsi starają się mnie pozyskać, ja chcę się nimi wysłużyć, a złamiemy ich, tem lepiej...
Nie odtrącam ich, ale bronić i osłaniać nie będę.
Wiedział Witold, że dłuższa rozprawa o tych rzeczach Jagielle będzie nieznośna, zasępi go i zrazi, dokonawszy więc co chciał, to jest zapowiedziawszy królowi wyprawę Korybuta, starał się zasępione jego czoło rozmarszczyć.
Jagiełło w obawie, aby od niego dla Korybuta więcej nie wymagano, nad bierne i obojętne zna-