Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Duża? mała? — wtrącił król...
— Mnie się wydała wielką, bom ja przy niej robakiem się czuł — rzekł Hincza... — Patrzeć strach, taka od niej jasność bije...
Jagiełło słuchał.
Kazał mówić dalej. Działoszy brakło już co opisywać. Zamiast opowiadania o piękności, zeznał, iż słyszał jakoby księżna Julianna niedobrą była dla Sonki, a przez to ona rada pewnie Wilno opuści i chętnie pójdzie za króla.
Dodał, że mu to mówiły niewiasty i piastunka, a zachwalały ją bardzo...
Twarz się królowi radowała.
— A Zbyszek co? — zapytał ciekawie.
— Miłościwy panie, co nasz ksiądz myśli, to jeden tylko wie pan Bóg. Nigdy on nikomu nie powie, co ma w sobie, a odgadnąć go nie potrafi najmądrzejszy...
Trochę się znowu zasępił Jagiełło, lecz natychmiast nowem opowiadaniem o posłuchaniu, o dworze wileńskim, o Witoldzie, o kochanej Litwie rozweselił go Hincza...
Dla tej Litwy swej, król na chwilę gotów był nawet o Sonce zapomnieć, w oczach mu się robiło wilgotno, gdy słyszał o niej, pierś się poruszała żywiej, patrzał w dal, jakby ją chciał przez mury i góry dojrzeć...
— Prawda? — odezwał się do Hinczy — tam inaczej lasy pachną??