Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

królowej przyszłej czatowali, stał on, strojny, urodziwy, młody, śmiały a ciekawy, gotów choćby na guza się narazić, byle księżniczkę widzieć. Dobrał więc sobie miejsce takie po drodze z kościoła do dworców, aby jak najdłużej mógł Sonkę oglądać i dobrze się jej przypatrzeć.
Nie obrachował się tylko z tem, że i Femka i ona, obyczajem ruskim, twarze sobie pozawijały, tak iż zaledwie oczy ich dostrzedz było można... Za to jego i dwór cały Oleśnickiego powracająca z katedry Sonka mogła widzieć, a na czele jego musiał wpaść w oczy Hincza, bo się pięknie i strojno postawił.
On zaś czarne zaledwie ogniste oczy zobaczywszy, na tem musiał poprzestać... Zanadto jednak był przebiegłym, aby zraziwszy się tem, po chybionej próbie wyrzekł się dopięcia celu.
Femkę, która nie miała potrzeby zwiędłej swej twarzy okrywać zbyt troskliwie przed oczyma ludzkiemi, postrzegł Hincza i dobrze ją sobie zapamiętał. Nie było nad niego zręczniejszego człowieka do wślizgania się między niewiasty... a choć tu kobiece teremy surowiej były oddzielone i strzeżone, Działosza nie rozpaczał, że do starej piastunki zbliżyć się potrafi i zawrzeć z nią dobrą znajomość.
Całe dnie też miał wolne, a zdało mu się, że mógł więcej pozwolić sobie niż drudzy, gdy i on królewskim posłem, choć nie uznanym, był.