Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niedługo potem oznajmiono mu biskupa Wojciecha. Ten wcale inaczej się z królem obchodził. Jagiełło bywał z nim swobodniejszym, śmielszym i weselszym, bo w nim nigdy nie znajdował tak surowego sędziego i nauczyciela. Wyszedł ku drzwiom przeciwko niemu z twarzą wesołą.
— Widzicie wilki mnie nie zjadły — zawołał — i jam znowu w Krakowie... Jeden niedźwiedź miał ochotę mi pogruchotać kości, alem ja mu oszczep wbił pod łopatkę i ani ziepnął.
Mówiąc to król, ukazywał ruchem rąk jak przeciwnika przebódł.
Siedli wreście oba.
— Wy, mój ojcze, rozumniejsi jesteście od nich tu wszystkich — rzekł łagodnie, z twarzą rozjaśnioną zwracając się do biskupa Wojciecha — Wy mi też powinniście prawdę rzec... Możeli to być Bogu niemiłem, gdy człek chce żonę wziąć i potomstwo mieć?
Biskup głowę spuścił.
— Owszem, kościół zaleca małżeństwo świeckim — odparł cicho... lecz... lecz...
— Lecz co, mój ojcze?
— Lecz małżeństwa bywają różne — odparł Wojciech z pokorą. — Wy sami, miłościwy panie, wiecie ileście przez ostatnie przecierpieli, a ja też, com wycierpiał od królowej nieboszczki, żem pieczęci przyłożyć nie chciał.