Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom I 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W sprawach państwa — odparł Cebulka — trudno na to radzić, kiedy to wprawo przeszło, ale gdzie o żonę idzie, co komu do tego?? Zabronić nie mogą ożenić się królowi.
— O! o! — przerwał Jagiełło — mądrzy to są ludzie, jak sami nie będą mogli, to poślą do Rzymu, ztamtąd jak stary Papa nakiwa mi, muszę milczeć, a ja go potrzebuję, bo bez niego bym tych mnichów krzyżowych nie zgniótł...
Głową zaczął kręcić. Cebulka milczał.
— Witold mi dobrze życzy — dodał — i ja go kocham jak rodzonego... ale on tym mnichom daje się wodzić i teraz im przeciw mnie pomaga, a drużbę trzyma z niemi...
Zmięszał się nieco poseł, bo czuł słuszność tych zarzutów, lecz musiał bronić swego pana.
— Miłościwy królu! — rzekł — nie waśni się książe Witold z Krzyżakami, ale przyjaźnić z nimi nie może. Pomni on, co od nich sam wycierpiał.
— Wrogami są i będą, choć się płaszczą przed nami — dorzucił król — a dla mnie wrogiem, kto z nimi trzyma.
Cebulka rad był już odwrócić rozmowę, bo się zbyt stała drażliwą, przebąknął więc znów o Sonce, aby nie dać królowi mówić o Krzyżakach. Udało mu się to, i Jagiełło poweselał zaraz.